sobota, 17 sierpnia 2013

Wspomnień czar ...

Gazeta W. zamieściła ostatnio ciekawy, z punktu widzenia kolejowego, artykuł. Pozwolę go sobie przywołać, pod czas długo - weekendowego leniuchowania:

http://deser.pl/deser/56,116702,14438831,Co_tam_Pendolino__Luxtorpeda_to_bylo_cos__Z_Krakowa.html

Co tam Pendolino, Luxtorpeda to było coś! Z Krakowa do Zakopanego przejechała w 2 godz. 18 min. I to w 1936 r.

Pendolino jest teraz na ustach wszystkich, ale my o włoskim pociągu nic nie napiszemy. Przypomnimy za to o gwieździe polskich torów z czasów dwudziestolecia międzywojennego. 80 lat temu polscy inżynierowie wzięli na warsztat austriacki wagon spalinowy i mocno go poprzerabiali. Tak powstała Luxtorpeda, pojazd (jak sama nazwa wskazuje) luksusowy i szybki. A do tego oszałamiająco piękny.

Po I wojnie światowej polskie ministerstwo kolejnictwa miało sporo roboty. Trzeba było naprawić zniszczenia wojenne, wyrównać różnice między zaborami, a także stworzyć od zera niektóre połączenia kolejowe (tuż po wojnie nie istniała np. komunikacja kolejowa między Warszawą a Poznaniem i Lwowem). Kolejnym krokiem po modernizacji tras było unowocześnieniu taboru. PKP z zainteresowaniem przyglądały się coraz popularniejszym w Europie wagonom spalinowym, znacznie szybszym i efektywniejszym od parowozów. Tak narodziła się polska Luxtorpeda.

"Matką" naszej Luxtorpedy był wagon spalinowy austriackiej firmy Austro-Daimler-Puch. Sprowadzono go w 1933 r., aby sprawdzić, jak będzie sobie radził na polskich torach.
Testy wypadły pomyślnie, więc PKP kupiły nie tylko sam wagon, ale też licencję na jego produkcję. Zanim jednak zaczęliśmy budować własne luxtorpedy, do austriackiej dokumentacji zajrzeli polscy inżynierowie i wprowadzili wiele zmian. Ulepszone wagony spalinowe były szybsze i bardziej ekonomiczne od pierwowzoru. Do II wojny światowej w chrzanowskiej fabryce lokomotyw Fablok wybudowano 5 luxtorped.

Maksymalna szybkość austriackiego wagonu wynosiła 100 km/godz. Polska wersja z łatwością osiągała 115 km/godz (a mogła rozpędzić się jeszcze bardziej - o czym później). Luxtorpedy były wyposażone w dwa silniki typu diesel. Każda mogła przewozić ok. 60 pasażerów. Do luxtorped nie można było doczepiać wagonów.
Kabiny maszynistów znajdowały się po obu stronach wagonu, co pozwalało oszczędzać czas przy zmianie kierunku jazdy. Luxtorpedy obsługiwały m.in. połączenia Kraków-Katowice, Kraków-Krynica oraz Kraków - Zakopane.

Najsłynniejsza luxtorpeda obsługiwała właśnie to ostatnie połączenie. Standardowo trasę z Krakowa do Zakopanego wagon pokonywał w 2 godziny 45 minut (czyli szybciej niż dzisiejsze ekspresy).
W 1936 r. luxtorpeda pobiła rekord - przebyła drogę między tymi miastami w zaledwie 2 godziny i 18 minut. Do dziś nie pobito tego wyniku.

Luxtorpedy były nie tylko szybkie, ale też piękne. Przypominały bardziej limuzyny na torach niż pociągi. Z międzywojennych relacji wiadomo, że ludzie na ich widok przystawali i wznosili okrzyki zachwytu.
W środku wagony urządzone były luksusowo i wygodnie. Dla komfortu podróżnych zadbano również o gumowe okładziny kół, które wyciszały stukot.

Niestety, żadna z tych piękności nie przetrwała do dziś. Na początku II wojny światowej cztery zostały zniszczone w bombardowaniach. Pozostałe dwie woziły niemieckich urzędników do kurortów (podobno jednym z pociągów podróżował sam Hans Frank).
Potem ocalałe luxtorpedy przejęła Armia Czerwona. Po wojnie wróciły do Polski tak zniszczone, że nie przypominały już luksusowych pociągów. Jedna przez jakiś czas woziła górników do kopalni w Trzebini, druga stała na bocznicy i służyła jako magazyn części zamiennych. Obie pocięto na złom ok. 1954 r.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz