wtorek, 26 lutego 2019

Zaduma nad czekającym pasażerem ;)


Mnich to taki facet, który stoi sobie na peronie dworca i czeka. Ktoś czyta gazetę, ktoś pali papierosa, inny przechadza się nerwowo, gadając przez komórkę, a on sobie stoi i czeka. Ludzie na niego patrzą i mówią: „Skoro on czeka, to znaczy, że pociąg przyjedzie”. A on stoi. Czeka. I nic przy tym nie robi – tak zdefiniował niegdyś mnicha błogosławiony męczennik brat Luc ze wspólnoty z Tibhirine.
Być znakiem oczekiwania… z nadzieją. Pociąg już jedzie… czasami się spóźnia ale zawsze zdąży na czas!


 To fragmenty tekstu dnia
Ojciec Hieronim, mnich z opactwa Sept-Fons we Francji pisał, że drogę do Raju pokonujemy przewożeni pociągami Dobrego Boga… gdyby nie to, nigdy byśmy nie dotarli do celu. Pierwsze wagony zaraz za lokomotywą są przeznaczone dla przyjaciół Boga. Dalsze wagony dla pozostałych ludzi. Te ostatnie są całkowicie darmowe. Natomiast za przejazd w wagonach przyjaciół Boga trzeba zapłacić, a bilety są drogie. Podczas podróży boski konduktor chodzi i sprzedaje bilety. Jednak przyjaciele Boga nie płacą za jeden bilet, muszą płacić za każdym razem kiedy przychodzi od nich konduktor.  Przyjaciele Boga nieustannie dopłacają do swojej podróży. W końcu któryś z przyjaciół Pana Boga pyta się konduktora, dlaczego ma płacić kolejny raz za przejazd pociągiem. Boski konduktor odpowiada, że tam na końcu, w ostatnich wagonach jadą pasażerowie bez biletu i bez pieniędzy, dlatego prosi przyjaciół Pana Boga, aby ci płacili za nich, aby nie musiał dojść na sam koniec i nie wyprosić z pociągu pasażerów jadących na gapę. Przyjaciele Pana Boga zrozumieli, że płacą za innych. Zrozumieli, że przyjaciel ma prawo prosić swojego przyjaciela o taką przysługę.

Życie duchowe często nas tyle trudu kosztuje. Począwszy od walki o czas na modlitwę oraz zmaganie się z rozproszeniami, po głębokie duchowe ciemności. Może są to właśnie koszta jakie ponosimy za tych, którzy nie mają za co kupić sobie biletu do Raju?

Mnich jest stacją pośrednią, nigdy końcową…


Ostatnimi czasy dochodzi do mnie, że mnich jest jak stacja kolejowa. Jest po prostu przystankiem. Etapem. Nie celem. Nawet nie pociągiem. Stacja Mnich pozwala zatrzymać się ludziom, którzy zmierzają do jedynego celu – Raju. Pozwala czekać ludziom na najważniejszy pociąg życia – Jezusa. Jest tylko przystankiem. Ludzie na nim wsiadają i wysiadają. Niektórzy pojawią się tu tylko raz jeden w życiu. Spędzą więcej, bądź mniej czasu. Zawsze dostaną schronienie na stacji Mnich. Inni być może będą pojawiać się tu regularnie. Stacja Mnich będzie dla nich przystankiem w drodze do pracy, domu, uczelni. Etapem życia duchowego. Niektórzy być może bardzo polubią tę stację. Będzie im tu dobrze oczekiwać swojego pociągu. Inni być może znajdą się tu całkiem przypadkowo. Stacja Mnich jest otwarta dla wszystkich. Stoi i stać będzie… taka jest bowiem stałość mnicha. Tylko pasażerowie są w podróży.





 Dziś dostałam wiadomość od przyjaciółki:
 
 No to zakumałam czemu prowadzisz bloga o pociągach:

A pod spodem link do całego cytowanego powyżej tekstu:




Teraz stojąc co rano na stacji i czekając na pociąg przemknie myśl - czy stoi gdzieś mnich...




Na samym końcu przez dworcowy megafon zostanie ogłoszona informacja, że na stację wjedzie ostatni pociąg. Stacja zostanie bezpowrotnie zamknięta. Ukrytego zarządce stacji  pociąg zabierze ze sobą.